- Mmm ... Saul, mój dziadek jest na dole! - zachichotałam. - Jeśli nie chcesz, aby wyzwał Cię na pojedynek, to z łaski swojej wyciągnij tą rękę spod mojej bluzki.
- Muszę Cię zmartwić skarbie. Przeprowadził ze mną poważną rozmowę, oddając papierek po prezerwatywie. - wyszczerzył się, a ja uchyliłam zszokowana usta. - Zdaje sobie sprawę, że pozbawiłem Cię cnoty, jednak mylnie sądzi, że na jego kanapie.
- Powiedz, że żartujesz! - pisnęłam.
- Wcale do śmiechu mi nie było, gdy czekał na mnie przyczajony z laską w ręce. - westchnął, posłusznie wyciągając rękę. - Kazał przysiąc na wszystkie świętości, że jeśli wpadniemy, to się z Tobą ożenię. W innym przypadku wsadzi mi tą laskę do ... w każdym bądź razie powiedziałem, że nie ma problemu. - cmoknął mnie w nosek.
- Jeśli wyjdę za mąż to z miłości, a nie dlatego, że będę w ciąży.
- Więc musimy się spieszyć skarbie, bo Twój dziadek odkłada na kołyskę.
- Przestań żartować. - oburzyłam się. - Nie mam zamiaru być w ciąży przez najbliższe dziesięć lat. Przynajmniej do trzydziestego roku życia chcę pokopać piłkę i zdobyć kilka pucharów.
- A kochasz mnie?
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam jego policzek z uśmiechem.
- Więc wyjdź za mnie.
- Słucham?
- Powiedziałaś, że wyjdziesz za mąż z miłości, a skoro mnie kochasz, to nie powinno stanowić dla Ciebie problemu. - wzruszył ramionami. Wpatrywałam się w niego jak w wariata. - Ines, nie mam na myśli prawdziwego ślubu. - zaśmiał się. - Loco wynalazł w gazecie, że w Madrycie jest jakiś klub na miarę Las Vegas. Można tam wziąć fałszywy ślub, ile razy się tylko chce.
- Na prawdę?
- Tak. - ucałował moje usta. - Zobaczymy jakim będziemy "małżeństwem". - zrobił w powietrzu znak cytatu. - A jeśli się nie pozabijamy, a ja się dorobię, to kupię Ci najpiękniejszy pierścionek na świecie i zaciągnę pod ołtarz.
- Od kiedy stałeś się taki romantyczny?
- Od kiedy świata po za Tobą nie widzę.
- Jesteś cudowny! - wpiłam się ustami w jego własne. - I oczywiście, że się zgadzam! Ale chcę prawdziwy miesiąc miodowy!
- Więc zabieram Cię do Elche.
- To miał być fałszywy ślub! - pisnęłam spanikowana.
- Ines, spokojnie. Nie możesz się denerwować.
- Wsadź sobie w tyłek tą troskę! - prychnęłam. - Dzwoniłeś do Loco? To musi być jakaś idiotyczna pomyłka! Masz w tej chwili jechać do tego klubu i wyjaśnić nieporozumienie!
- Ten klub już nie istnieje. - przetarł dłońmi zmęczoną twarz. - W papierach widnieję jako Twój mąż, stąd moja obecność tutaj. Nikogo innego nie chcieli wpuścić. Cerezo o wszystkim wiedział, stąd jego dziwne zachowanie i teksty pełne aluzji. - dodał, a ja wypuściłam ze świstem powietrze. - Zauważył to przy okazji Twojego transferu, jednak nie chciał się mieszać w nasze prywatne sprawy. Podpisaliśmy prawdziwy akt małżeństwa.
- Jakim cudem?! W tym klubie można było wziąć ślub dla zabawy!
- Loco coś pomieszał ...
- Zamorduję tego kretyna gołymi rękoma! Zawsze wiedziałam, że ma nierówno pod sufitem! Masz go choćby siłą ściągnąć z Elche! - syknęłam chwytając się za głowę. - Proszę Cię, powiedz że to jedynie Twój nieśmieszny żart. Obiecuję, że się będę śmiała!
- Ines, wrócimy do tego gdy Ci się polepszy.
- Gdy mi się polepszy to złożymy papiery rozwodowe. - warknęłam.
- Najpierw zawołam lekarza.
- Lekarz to będzie potrzeby Loco gdy stanie przed moim obliczem!
*
Alexandra Morgan, potocznie nazywana moją matką, stała pod oknem, wpatrując się we mnie stanowczym wzrokiem. Dosłownie kuliłam się w sobie pod wpływem tej surowości! Siedziałam po turecku na łóżku, skubiąc palcami pościel. Przyjaciółki zajęły krzesła po obu moich stronach, mierząc się bez słowa pełnymi aluzji spojrzeniami.
- Powiedzcie coś, bo zwariuję! - jęknęłam.
- Nie wiedziałam, że to był prawdziwy ślub. - mruknęła Amanda.
- Wiedziałaś o tym cyrku?! - moja matka momentalnie zareagowała.
- Potrzebowali dwóch świadków.
- Brak mi słów! Po prostu brak mi słów! Moja córka od paru lat jest mężatką! - zaśmiała się nerwowo. - Jak mogliście być tacy nieodpowiedzialni? Ślub to dla was zabawa? Mogła wam go udzielić Amanda!
- Loco źle przeczytał!
- Loco nie podpisał aktu małżeństwa!
- Mamo, proszę Cię! - jęknęłam. - Wiem, że jesteś rozczarowana, ale na prawdę sądziliśmy, że to fałszywy ślub. Masz rację, zachowaliśmy się jak dwoje dzieciaków, którymi praktycznie to byliśmy. Nie myślałam wówczas racjonalnie.
- Co zamierzacie teraz zrobić?
- To chyba oczywiste! Wziąć rozwód!
- Oby to było takie proste. - westchnęła ciężko, przeczesując swoje włosy. - No dobrze. Stało się. Czasu nie cofniemy. Mam nadzieję, że to będzie dla Ciebie nauczka na całe życie i następnym razem dobrze to przemyślisz. - znów wbiła we mnie stanowcze spojrzenie, na co pokiwałam posłusznie obolałą głową. - Lekarz powiedział, że jutro możesz wyjść do domu. Babcia szaleje po Twoim mieszkaniu, przygotowując je dla rekonwalescentki.
- Na jak długo dostałaś urlop?
- Na tyle, na ile będę potrzebna. Ktoś się musi Tobą zająć.
- Skoro mąż nie może. - mruknęła pod nosem Lola, na co zdzieliłam ją poduszką. - Chciałam powiedzieć, że również się Tobą zajmiemy. - poprawiła się.
- Nie jestem ciężko chora. - naburmuszyłam się.
- Masz rozwalony łeb!
- Nie mogłaś lepiej tego ująć Lola. - westchnęła mama.
*
Nienawidziłam szpitali. Zapach wszelakich środków do dezynfekcji oraz lekarstw doprowadzał mnie do szału. Na dodatek nudziłam się jak mops, a o jakimkolwiek spaniu nawet nie było mowy! Naburmuszona spoglądałam przez okno na budzący się do życia nocnego Madryt. Mama udała się do mojego mieszkania na odpoczynek, a przyjaciółki miały z samego rana trening. Zostałam sama jak palec.
- Powinna pani odpoczywać. - usłyszałam za sobą głos miłej pielęgniarki. - Sen jest wskazany, a po za tym, jest to najlepsze lekarstwo.
- Nie mogę spać. - westchnęłam.
- Czeka pani na męża, prawda? - posłała mi uśmiech. Uchyliłam zaskoczona usta, nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć. - Nie widziałam go dzisiaj. Przesiedział na tym krzesełku pół nocy, więc zapewne wysłała go pani na odpoczynek.
- Mój ... mąż ... - odchrząknęłam. - Raczej się dzisiaj nie pojawi.
- Tak sądziłam. Dopadła panią tęsknota. - zaśmiała się. - Proszę się położyć, bo mu się poskarżę gdy wpadnie. - poprawiła mi poduszkę. Posłusznie wskoczyłam pod pościel. - Chyba, że potrzebuje pani tabletki na sen. - zerknęła na mnie uważnie.
- Sama nie wiem. - mruknęłam skubiąc koszulkę od piżamy.
- Mogę przynieść ... o! A nie mówiłam? - zaśmiała się, a ja uniosłam zaskoczona głowę. - Dobrze, że pan przyszedł bo ta bidulka spać nam nie może z tęsknoty! Aj wy młodzi. - pokręciła głową, po czym opuściła pomieszczenie.
- Co Ty tu robisz?
- Odwiedzam żonkę? - uniósł brwi ku górze. Prychnęłam opadając na poduszkę. - Jak się czujesz? - zapytał podchodząc bliżej. Przysunął sobie krzesło spod ściany i ciężko na nim usiadł. - Wyglądasz trochę jak ofiara przemocy domowej.
- Ty i te Twoje komplementy. - zironizowałam. - Widniejesz w papierach jako mój mąż, więc uważaj. - pogroziłam mu. - Ktoś może Cię oskarżyć o podniesienie na mnie ręki.
- Oddałabyś mi dziesięć razy mocniej. - wyszczerzył się. - Doskonale wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. Ale na bok żarty ... dodzwoniłem się do Loco. - oznajmił. - Kazałem mu się natychmiast stawić w stolicy, ale wątpię w jego obecność. Spanikował i sam się domyślił, że czyhasz na jego życie.
- Dziwisz mi się? - oburzyłam się.
- Ines, jesteśmy w tym razem jakbyś nie zauważyła.
- No tak. - mruknęłam. - Powiedziałeś Oldze?
- Niby o czym?
- O tym, że masz żonę? - wywróciłam oczami. - Chociaż lepiej będzie, jeśli zataisz przed nią tą niewinną informację. Sam fakt posiadania żony to mały pikuś, ale gdy się dowie, że to mi wsunąłeś obrączkę na palec, ze wściekłości rozniesie pół Madrytu.
- Im mniej ludzi o tym wie, tym lepiej. Za parę dni będzie po sprawie.
- Skąd wiesz? - prychnęłam. - Rozwodziłeś się już?
- Obydwoje tego chcemy, więc to będzie rozwód za porozumieniem stron. - zauważył, patrząc na mnie uważnie. - Takich spraw mają setki. Będą chcieli jak najszybciej wszystko załatwić. Rozmawiałem już z moim prawnikiem i ...
- Miałeś poczekać aż wydobrzeję! - przerwałam mu oburzona.
- Chciałem się doradzić. - wytłumaczył się. - Ines, denerwujesz się na samą wzmiankę o tym śmiesznym ślubie, więc chciałem zaoszczędzić Ci papierkowej roboty.
- Śmieszny ślub. - szepnęłam, czując nieoczekiwany ból.
- Ines ... to nie tak miało zabrzmieć ...
- Idź już Saul. - poprosiłam. - Podpiszę wszystko, co tylko będziesz chciał. Nie będziesz musiał już brać za mnie odpowiedzialności ani się mną opiekować. - mruknęłam.
- Przyniosłam tabletkę, chociaż mam nadzieję, że nie będzie potrzebna. - do sali wparowała pielęgniarka. - Dowiedziałam się przy okazji, że wyjdzie pani w samo południe. Mam nadzieję, że osobiście odbierze pan żonę. - zwróciła się do zdezorientowanego Saula.
- Odbierze mnie moja mama. - przerwałam niezręczną ciszę. - Mój ... znaczy Saul niestety nie będzie mógł. - odchrząknęłam, po czym odebrałam od niej tabletkę.
- Po co Ci to? - zmarszczył czoło.
- Bo nie mogę spać?
- Ines, przecież ...
- Nie jestem już dzieckiem, które trzeba prowadzić za rękę. - syknęłam, cytując jego własne słowa z dnia naszego rozstania. - Prosiłam Cię, abyś już sobie poszedł. Potrzebuję spokoju. Załatw wszystko i będzie po sprawie.
Doskonale wiedziałam, że nie spodobała mu się moja postawa. Znałam go jak mało kto. Zacisnął usta w wąską kreskę i gwałtownie wstał z krzesła. Posłał mi ostatnie spojrzenie, po czym wyszedł bez słowa ze sali. Westchnęłam ciężko, popijając tabletkę wodą.
- Nie chcę się wtrącać, ale on się o panią bardzo martwił. - dopiero teraz zorientowałam się, że w sali nadal przebywa pielęgniarka i była świadkiem tego wszystkiego. - Jedna kłótnia to nie jest koniec świata czy małżeństwa.
- Nasze małżeństwo nie istnieje już od paru lat.
*
- Zwariowaliście. - Amanda pokręciła głową.
- Nie ma w Tobie za grosz romantyzmu. - mruknął Loco.
- Romantyczny się znalazł!
- Przestańcie. - zaśmiałam się, po czym spojrzałam z szerokim uśmiechem na stojącego obok mnie Saula. - Rodzice nas zamordują. - parsknęłam.
- Nie muszą o niczym wiedzieć. - uścisnął moją dłoń. - Powiedzmy, że jest to próba generalna. Jeszcze dostaniesz ode mnie pierścionek z brylantem. - obiecał. - Po za tym, tylko raz w życiu chcę Cię zobaczyć całą w bieli.
- Kocham Cię. - szepnęłam wzruszona.
- Ja Ciebie też kocham. - ucałował moje usta.
- Saul Niguez i Ines Morales? - przed nami wyrosła szeroko uśmiechnięta kobieta. - Mają państwo świadków?
Po chwili stałam na przeciwko Saula, powtarzając za ową kobietą słowa przysięgi małżeńskiej. To był fałszywy ślub, zwykła zabawa, ale mimo to, mój głos drżał z emocji, a niesforne łzy wzruszenia znalazły swoje ujście. Nie chciałam nikogo innego przy moim boku. Kochałam Saula ze wszystkimi wadami i zaletami. Był dla mnie stworzony. Czułam to.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować żonę. - puściła oczko do Saula. Po chwili mogłam poczuć jego zmysłowe usta na moich. Z przyjemnością oddałam pieszczotę, zarzucając swoje ręce na jego szyję.
- Moja żona. - przyłożył czoło do mojego.
- Mój mąż.
- Na zawsze.
***
Vivan los novios!
Sam fakt, że miałyście wątpliwości co do tego, że Saul i Ines na prawdę są małżeństwem, spowodował we mnie samozadowolenie ... jeszcze potrafię was zaskoczyć :)
- Muszę Cię zmartwić skarbie. Przeprowadził ze mną poważną rozmowę, oddając papierek po prezerwatywie. - wyszczerzył się, a ja uchyliłam zszokowana usta. - Zdaje sobie sprawę, że pozbawiłem Cię cnoty, jednak mylnie sądzi, że na jego kanapie.
- Powiedz, że żartujesz! - pisnęłam.
- Wcale do śmiechu mi nie było, gdy czekał na mnie przyczajony z laską w ręce. - westchnął, posłusznie wyciągając rękę. - Kazał przysiąc na wszystkie świętości, że jeśli wpadniemy, to się z Tobą ożenię. W innym przypadku wsadzi mi tą laskę do ... w każdym bądź razie powiedziałem, że nie ma problemu. - cmoknął mnie w nosek.
- Jeśli wyjdę za mąż to z miłości, a nie dlatego, że będę w ciąży.
- Więc musimy się spieszyć skarbie, bo Twój dziadek odkłada na kołyskę.
- Przestań żartować. - oburzyłam się. - Nie mam zamiaru być w ciąży przez najbliższe dziesięć lat. Przynajmniej do trzydziestego roku życia chcę pokopać piłkę i zdobyć kilka pucharów.
- A kochasz mnie?
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam jego policzek z uśmiechem.
- Więc wyjdź za mnie.
- Słucham?
- Powiedziałaś, że wyjdziesz za mąż z miłości, a skoro mnie kochasz, to nie powinno stanowić dla Ciebie problemu. - wzruszył ramionami. Wpatrywałam się w niego jak w wariata. - Ines, nie mam na myśli prawdziwego ślubu. - zaśmiał się. - Loco wynalazł w gazecie, że w Madrycie jest jakiś klub na miarę Las Vegas. Można tam wziąć fałszywy ślub, ile razy się tylko chce.
- Na prawdę?
- Tak. - ucałował moje usta. - Zobaczymy jakim będziemy "małżeństwem". - zrobił w powietrzu znak cytatu. - A jeśli się nie pozabijamy, a ja się dorobię, to kupię Ci najpiękniejszy pierścionek na świecie i zaciągnę pod ołtarz.
- Od kiedy stałeś się taki romantyczny?
- Od kiedy świata po za Tobą nie widzę.
- Jesteś cudowny! - wpiłam się ustami w jego własne. - I oczywiście, że się zgadzam! Ale chcę prawdziwy miesiąc miodowy!
- Więc zabieram Cię do Elche.
- To miał być fałszywy ślub! - pisnęłam spanikowana.
- Ines, spokojnie. Nie możesz się denerwować.
- Wsadź sobie w tyłek tą troskę! - prychnęłam. - Dzwoniłeś do Loco? To musi być jakaś idiotyczna pomyłka! Masz w tej chwili jechać do tego klubu i wyjaśnić nieporozumienie!
- Ten klub już nie istnieje. - przetarł dłońmi zmęczoną twarz. - W papierach widnieję jako Twój mąż, stąd moja obecność tutaj. Nikogo innego nie chcieli wpuścić. Cerezo o wszystkim wiedział, stąd jego dziwne zachowanie i teksty pełne aluzji. - dodał, a ja wypuściłam ze świstem powietrze. - Zauważył to przy okazji Twojego transferu, jednak nie chciał się mieszać w nasze prywatne sprawy. Podpisaliśmy prawdziwy akt małżeństwa.
- Jakim cudem?! W tym klubie można było wziąć ślub dla zabawy!
- Loco coś pomieszał ...
- Zamorduję tego kretyna gołymi rękoma! Zawsze wiedziałam, że ma nierówno pod sufitem! Masz go choćby siłą ściągnąć z Elche! - syknęłam chwytając się za głowę. - Proszę Cię, powiedz że to jedynie Twój nieśmieszny żart. Obiecuję, że się będę śmiała!
- Ines, wrócimy do tego gdy Ci się polepszy.
- Gdy mi się polepszy to złożymy papiery rozwodowe. - warknęłam.
- Najpierw zawołam lekarza.
- Lekarz to będzie potrzeby Loco gdy stanie przed moim obliczem!
*
Alexandra Morgan, potocznie nazywana moją matką, stała pod oknem, wpatrując się we mnie stanowczym wzrokiem. Dosłownie kuliłam się w sobie pod wpływem tej surowości! Siedziałam po turecku na łóżku, skubiąc palcami pościel. Przyjaciółki zajęły krzesła po obu moich stronach, mierząc się bez słowa pełnymi aluzji spojrzeniami.
- Powiedzcie coś, bo zwariuję! - jęknęłam.
- Nie wiedziałam, że to był prawdziwy ślub. - mruknęła Amanda.
- Wiedziałaś o tym cyrku?! - moja matka momentalnie zareagowała.
- Potrzebowali dwóch świadków.
- Brak mi słów! Po prostu brak mi słów! Moja córka od paru lat jest mężatką! - zaśmiała się nerwowo. - Jak mogliście być tacy nieodpowiedzialni? Ślub to dla was zabawa? Mogła wam go udzielić Amanda!
- Loco źle przeczytał!
- Loco nie podpisał aktu małżeństwa!
- Mamo, proszę Cię! - jęknęłam. - Wiem, że jesteś rozczarowana, ale na prawdę sądziliśmy, że to fałszywy ślub. Masz rację, zachowaliśmy się jak dwoje dzieciaków, którymi praktycznie to byliśmy. Nie myślałam wówczas racjonalnie.
- Co zamierzacie teraz zrobić?
- To chyba oczywiste! Wziąć rozwód!
- Oby to było takie proste. - westchnęła ciężko, przeczesując swoje włosy. - No dobrze. Stało się. Czasu nie cofniemy. Mam nadzieję, że to będzie dla Ciebie nauczka na całe życie i następnym razem dobrze to przemyślisz. - znów wbiła we mnie stanowcze spojrzenie, na co pokiwałam posłusznie obolałą głową. - Lekarz powiedział, że jutro możesz wyjść do domu. Babcia szaleje po Twoim mieszkaniu, przygotowując je dla rekonwalescentki.
- Na jak długo dostałaś urlop?
- Na tyle, na ile będę potrzebna. Ktoś się musi Tobą zająć.
- Skoro mąż nie może. - mruknęła pod nosem Lola, na co zdzieliłam ją poduszką. - Chciałam powiedzieć, że również się Tobą zajmiemy. - poprawiła się.
- Nie jestem ciężko chora. - naburmuszyłam się.
- Masz rozwalony łeb!
- Nie mogłaś lepiej tego ująć Lola. - westchnęła mama.
*
Nienawidziłam szpitali. Zapach wszelakich środków do dezynfekcji oraz lekarstw doprowadzał mnie do szału. Na dodatek nudziłam się jak mops, a o jakimkolwiek spaniu nawet nie było mowy! Naburmuszona spoglądałam przez okno na budzący się do życia nocnego Madryt. Mama udała się do mojego mieszkania na odpoczynek, a przyjaciółki miały z samego rana trening. Zostałam sama jak palec.
- Powinna pani odpoczywać. - usłyszałam za sobą głos miłej pielęgniarki. - Sen jest wskazany, a po za tym, jest to najlepsze lekarstwo.
- Nie mogę spać. - westchnęłam.
- Czeka pani na męża, prawda? - posłała mi uśmiech. Uchyliłam zaskoczona usta, nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć. - Nie widziałam go dzisiaj. Przesiedział na tym krzesełku pół nocy, więc zapewne wysłała go pani na odpoczynek.
- Mój ... mąż ... - odchrząknęłam. - Raczej się dzisiaj nie pojawi.
- Tak sądziłam. Dopadła panią tęsknota. - zaśmiała się. - Proszę się położyć, bo mu się poskarżę gdy wpadnie. - poprawiła mi poduszkę. Posłusznie wskoczyłam pod pościel. - Chyba, że potrzebuje pani tabletki na sen. - zerknęła na mnie uważnie.
- Sama nie wiem. - mruknęłam skubiąc koszulkę od piżamy.
- Mogę przynieść ... o! A nie mówiłam? - zaśmiała się, a ja uniosłam zaskoczona głowę. - Dobrze, że pan przyszedł bo ta bidulka spać nam nie może z tęsknoty! Aj wy młodzi. - pokręciła głową, po czym opuściła pomieszczenie.
- Co Ty tu robisz?
- Odwiedzam żonkę? - uniósł brwi ku górze. Prychnęłam opadając na poduszkę. - Jak się czujesz? - zapytał podchodząc bliżej. Przysunął sobie krzesło spod ściany i ciężko na nim usiadł. - Wyglądasz trochę jak ofiara przemocy domowej.
- Ty i te Twoje komplementy. - zironizowałam. - Widniejesz w papierach jako mój mąż, więc uważaj. - pogroziłam mu. - Ktoś może Cię oskarżyć o podniesienie na mnie ręki.
- Oddałabyś mi dziesięć razy mocniej. - wyszczerzył się. - Doskonale wiesz, że nigdy bym tego nie zrobił. Ale na bok żarty ... dodzwoniłem się do Loco. - oznajmił. - Kazałem mu się natychmiast stawić w stolicy, ale wątpię w jego obecność. Spanikował i sam się domyślił, że czyhasz na jego życie.
- Dziwisz mi się? - oburzyłam się.
- Ines, jesteśmy w tym razem jakbyś nie zauważyła.
- No tak. - mruknęłam. - Powiedziałeś Oldze?
- Niby o czym?
- O tym, że masz żonę? - wywróciłam oczami. - Chociaż lepiej będzie, jeśli zataisz przed nią tą niewinną informację. Sam fakt posiadania żony to mały pikuś, ale gdy się dowie, że to mi wsunąłeś obrączkę na palec, ze wściekłości rozniesie pół Madrytu.
- Im mniej ludzi o tym wie, tym lepiej. Za parę dni będzie po sprawie.
- Skąd wiesz? - prychnęłam. - Rozwodziłeś się już?
- Obydwoje tego chcemy, więc to będzie rozwód za porozumieniem stron. - zauważył, patrząc na mnie uważnie. - Takich spraw mają setki. Będą chcieli jak najszybciej wszystko załatwić. Rozmawiałem już z moim prawnikiem i ...
- Miałeś poczekać aż wydobrzeję! - przerwałam mu oburzona.
- Chciałem się doradzić. - wytłumaczył się. - Ines, denerwujesz się na samą wzmiankę o tym śmiesznym ślubie, więc chciałem zaoszczędzić Ci papierkowej roboty.
- Śmieszny ślub. - szepnęłam, czując nieoczekiwany ból.
- Ines ... to nie tak miało zabrzmieć ...
- Idź już Saul. - poprosiłam. - Podpiszę wszystko, co tylko będziesz chciał. Nie będziesz musiał już brać za mnie odpowiedzialności ani się mną opiekować. - mruknęłam.
- Przyniosłam tabletkę, chociaż mam nadzieję, że nie będzie potrzebna. - do sali wparowała pielęgniarka. - Dowiedziałam się przy okazji, że wyjdzie pani w samo południe. Mam nadzieję, że osobiście odbierze pan żonę. - zwróciła się do zdezorientowanego Saula.
- Odbierze mnie moja mama. - przerwałam niezręczną ciszę. - Mój ... znaczy Saul niestety nie będzie mógł. - odchrząknęłam, po czym odebrałam od niej tabletkę.
- Po co Ci to? - zmarszczył czoło.
- Bo nie mogę spać?
- Ines, przecież ...
- Nie jestem już dzieckiem, które trzeba prowadzić za rękę. - syknęłam, cytując jego własne słowa z dnia naszego rozstania. - Prosiłam Cię, abyś już sobie poszedł. Potrzebuję spokoju. Załatw wszystko i będzie po sprawie.
Doskonale wiedziałam, że nie spodobała mu się moja postawa. Znałam go jak mało kto. Zacisnął usta w wąską kreskę i gwałtownie wstał z krzesła. Posłał mi ostatnie spojrzenie, po czym wyszedł bez słowa ze sali. Westchnęłam ciężko, popijając tabletkę wodą.
- Nie chcę się wtrącać, ale on się o panią bardzo martwił. - dopiero teraz zorientowałam się, że w sali nadal przebywa pielęgniarka i była świadkiem tego wszystkiego. - Jedna kłótnia to nie jest koniec świata czy małżeństwa.
- Nasze małżeństwo nie istnieje już od paru lat.
*
- Zwariowaliście. - Amanda pokręciła głową.
- Nie ma w Tobie za grosz romantyzmu. - mruknął Loco.
- Romantyczny się znalazł!
- Przestańcie. - zaśmiałam się, po czym spojrzałam z szerokim uśmiechem na stojącego obok mnie Saula. - Rodzice nas zamordują. - parsknęłam.
- Nie muszą o niczym wiedzieć. - uścisnął moją dłoń. - Powiedzmy, że jest to próba generalna. Jeszcze dostaniesz ode mnie pierścionek z brylantem. - obiecał. - Po za tym, tylko raz w życiu chcę Cię zobaczyć całą w bieli.
- Kocham Cię. - szepnęłam wzruszona.
- Ja Ciebie też kocham. - ucałował moje usta.
- Saul Niguez i Ines Morales? - przed nami wyrosła szeroko uśmiechnięta kobieta. - Mają państwo świadków?
Po chwili stałam na przeciwko Saula, powtarzając za ową kobietą słowa przysięgi małżeńskiej. To był fałszywy ślub, zwykła zabawa, ale mimo to, mój głos drżał z emocji, a niesforne łzy wzruszenia znalazły swoje ujście. Nie chciałam nikogo innego przy moim boku. Kochałam Saula ze wszystkimi wadami i zaletami. Był dla mnie stworzony. Czułam to.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Może pan pocałować żonę. - puściła oczko do Saula. Po chwili mogłam poczuć jego zmysłowe usta na moich. Z przyjemnością oddałam pieszczotę, zarzucając swoje ręce na jego szyję.
- Moja żona. - przyłożył czoło do mojego.
- Mój mąż.
- Na zawsze.
***
Vivan los novios!
Sam fakt, że miałyście wątpliwości co do tego, że Saul i Ines na prawdę są małżeństwem, spowodował we mnie samozadowolenie ... jeszcze potrafię was zaskoczyć :)
ahh!! sama nie wiem co napisać... owszem ślub był dużym zaskoczeniem ale teraz ten "fałszywy" to dopiero jazda. W dodatku mama się dowiedziała i pewnie sama nie wie jak to wszystko ogarnąć, a tu jeszcze jej córka w szpitalu. Coś czuję, że jednak oni się tak szybko nie rozwiodą i jestem ciekawa jak na to wszystko zareaguje Olga. Pewnie koloro nie będzie... i oby gazety tego nie wyłapały bo wiadomo jak to jest... czekam na kolejny i pisz szybko bo to moje ULUBIONE opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńO tak! Miałam nadzieję, że oni naprawdę się hajtnęli! I coś mi się wydaje, że z tym rozwodem to jednak nie pójdzie wszystko tak szybko i gładko - może któreś będzie chciało drugiemu zrobić na złość i nie zgodzi się na rozwód? :D
OdpowiedzUsuńCzekam na next. Buziaki!
Zapraszam na 10. rozdział do mnie, kochana! :D
UsuńO mosz! No to się porobiło... Ja myślałam, że to jakiś żart, albo, że tak jak pisałam, Saul również walnął się w łeb, ale jednak nie! Jednak naprawdę wzięli ślub... Ślub, który miał być fałszywy, ale jednak okazał się prawdziwy. I co oni teraz zrobią? :D Ja się nie dziwię Ines, że tak zareagowała. W końcu biedna wylądowała w szpitalu, a do tego doszła jej taka wiadomość! Loco to może faktycznie niech zwiewa, gdzie pieprz rośnie, bo jak wpadnie w ręce rozwścieczonej Ines... Oj, chyba nie chciałabym być na jego miejscu :D
OdpowiedzUsuńTe retrospekcje były urocze! *_* Zapragnęli wziąć ślub z miłości no to wzięli ślub z miłości :) Nie myśleli wówczas, że naprawdę, wtedy liczyła się dla nich ta chwila oraz to, co robią. I mimo tego że myśleli, że fałszywie składają przysięgę to emocje zrobiły swoje. Ślub to jednak ślub! ^^ Oni tak się kochali, świata poza sobą nie widzieli, więc tym bardziej żal, że to wszystko się posypało. Ale ja coś czuję, że z tym rozwodem to wcale tak łatwo nie będzie :D Znając ich i ich charakterki to różnie może być haha :D Chciałabym zobaczyć minę Olgi, gdy się dowie hahaha, to będzie bezbłędne :D
Aha, no i w końcu rozumiem prezesa i jego aluzje! :D
Mama Ines delikatnie mówiąc nie jest zadowolona z całej tej sytuacji, ale czy można się jej dziwić? Dobrze, że jednak zbyt długo nie pastwiła się nad Ines, to by nic nie dało. Co się stało to się nie odstanie, teraz trzeba myśleć, jak to odkręcić. Jeszcze się Amandzie oberwało haha, no ale potrzebowali przecież świadków! :D
Saul to niech się z pięć razy zastanowi zanim coś powie, bo swoimi słowami wyrządził Ines przykrość. Ja mu dam śmieszny ślub! Sam wpadł na ten pomysł, więc niech się nie waży używać takich słów, o! Ale nie da się ukryć, że martwi się o Ines, za co ma ogromnego plusa. Ale w końcu o żonkę trzeba dbać ^^
Co ja to miałam... Ta początkowa retrospekcja i tekst o dziadku Ines to mnie rozwaliło haha :D No, ale trzeba trzymać rękę na pulsie.
"- Moja żona. - przyłożył czoło do mojego.
- Mój mąż.
- Na zawsze." Och, no i tak powinno być no! <3
Ja już chcę wiedzieć, co będzie dalej i dalej, więc pisiaj, pisiaj haha :D
<33
Czegoś takiego to ja bym się w życiu nie spodziewała. Fałszywy ślub okazał się prawdziwym. Więc Ines i Saul są już od kilku lat małżeństwem i nawet o tym nie wiedzieli. 🤣 Loco to niech naprawdę lepiej nie wraca do tego Madrytu, jeśli nie chce zakończyć przed wcześnie swojego życia. Ines po takiej dawce emocji może być bardzo niebezpieczna.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że zrobił się niemały problem, który być może na nowo zbliży do siebie naszą dwójkę. W końcu oni tak się kiedyś kochali. Te retrospekcje były takie urocze i wspaniałe. Świetnie pokazujące, jak bardzo się kochali. W końcu zdecydowali się nawet na ślub. Udawany czy nie, ale emocje jakie przy nim im towarzyszyły
były prawdziwe. Dlatego Saul mógł ugryźć się w język z tym określeniem, że to był "śmieszny ślub" wtedy raczej tak o nim nie myślał.
Nie mogę się już doczekać miny Olgi, gdy dowie się o tym wszystkim. Dobrze, że przynajmniej bliscy Ines dość szybko jej odpuścili. Choć mama dziewczyny na pewno wciąż jest w niemałym szoku.
Szykuje się rozwód, ale jestem przekonana, że wcale nie będzie z tym tak łatwo. To by było przecież za proste. Coś się na pewno skomplikuje. Dlatego już teraz nie mogę się tego doczekać. 😊
Ha, czyli ślub był jednak prawdziwy! Na zasadzie miał nie być, ale coś nie wyszło. Biedny Loco niech już załatwia sobie nowe dokumenty, bo coś czuję, że będzie musiał uciekać do Meksyku, bo z wściekłą Ines nie ma żartów. O takiej Ines,która dodatkowo nieświadomie żoną Saula, nawet nie wspominając.
OdpowiedzUsuńSaul i Ines niewątpliwie mają problem. Ślub to jednak nie błahostka. Od kilku lat byli małżeństwem i nawet nie zdawali sobie z tego sprawę. Okej, wtedy się kochali i chyba nadal coś do siebie czują, ale muszą to odkręcić. I to jak najszybciej, by nie dowiedziały się media. Już widzę wściekłość Olgi, gdy dowie się, że chodzi z żonatym facetem.
Chociaż z drugiej strony retrospekcje wyraźnie pokazują, że to nie była tylko durna zabawa. Oni naprawdę się kochali i byli dobraną parą. A uczucie między nimi było szczere. Może to co teraz się dzieje jest swego rodzaju znakiem, by spróbowali jeszcze raz. Bo reakcja Ines na słowa "śmieszny ślub" wyraźnie wskazuje na to, że jeszcze do końca nie wyzbyła się uczucia do Saula.
Oj, teraz to się będzie działo. Olga, rozwód i nie do końca wygaszone uczucie. Niewątpliwie będzie bardzo, ale to bardzo ciekawie, dlatego z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Dzisiaj kończę tu 😇 jutro reszta
OdpowiedzUsuńCieszę się, że opowiadanie jeszcze trwa 🙆♀️