środa, 12 września 2018

2. Colchoneros grają drużynowo!


Stojąc na środku Wanda Metropolitano, posyłałam szeroki uśmiech fotografom. Zdjęcie z prezesem Cerezo, zdjęcie z moją matką, zdjęcie z przyjaciółkami ... sama. A w rękach moja nowa koszulka z numerem ósmym. Ku moim wielkim obawom, nikt nie zakłócił tego dnia swoją niespodziewaną obecnością. Miałam przy sobie trzy najważniejsze osoby w moim życiu i to mi wystarczało.
Kontrakt na pięć lat podpisałam z wielką radością. Zresztą, to była jedynie formalność. Z uśmiechem przechadzałam się po nowym, imponującym stadionie. To nie było stare dobre Calderon, z którym wiązało się mnóstwo wspaniałych wspomnień. Ale przecież można tworzyć je tutaj. W nowym miejscu! 
Oparłam się o balustradę na jednej z trybun, spoglądając na murawę. Gdyby nie ta sukienka i szpilki, chwyciłabym piłkę i zaciągnęłabym przyjaciółki na jej środek. Może prezes Cerezo nie miałby nic przeciwko. Ale wszystko w swoim czasie. Jeszcze będę mogła po niej pobiegać z piłką u nogi.
- Robi wrażenie, prawda? - obok mnie pojawił się prezes. W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową. Nie było odpowiedniego słowa, aby opisać to miejsce. - Zmieniłaś się, Morales. Jesteś silniejsza. Widzę to w Twoich oczach.
- Przestałam uciekać i łatwo się poddawać. - szepnęłam.
- Każdy z nas potrzebuje ucieczki. Najważniejsze, że Ty ze swojej wyciągnęłaś wnioski. Stałaś się silniejsza, pewniejsza siebie. Mimo, że ta dusza szaleńca będzie w Tobie siedzieć do końca życia. - zaśmiał się pod nosem, co odwzajemniłam. - Jestem z Ciebie dumny. Wyszłaś z tego z podniesioną głową.
- Chciałam panu podziękować za ...
- Za co? - przerwał mi, unosząc zabawnie brew ku górze. - Po prostu nie dałem zmarnować się jednej z moich najlepszych zawodniczek. Zostając tu, nie rozwinęłabyś się tak jak w Londynie. Miałabyś uraz, przez który nie robiłabyś tego, co umiesz najlepiej. Miałem w tym też swój zysk. - poklepał mnie serdecznie po ramieniu, po czym udał się z powrotem do środka.
- Ja i tak wiem swoje, panie Cerez! - zawołałam.

***

Obóz na Gibraltarze. Brzmi zjawiskowo. Ale nie wtedy, gdy musisz biegać w pełnym słońcu. Może gdybym była pełnokrwistą Hiszpanką to jakoś bym to zniosła. Ale niestety, połowa mojego DNA pochodziła z deszczowej Anglii. Patrząc jednak na ledwo dychającą obok Amandę ... może po prostu szukałam wymówki? Taka Lola to była szczęściarą! Jej wystarczył krótki rozruch, a teraz zadowolona rzucała się za piłką pomiędzy słupkami. Chociaż ... czy można być zadowolonym z tego powodu? Co kto lubi!
- Co tam sapiesz? - zerknęłam na Amandę, z której ust wydobył się jakiś bełkot. Głowę miała zwróconą w moją stronę, stąd moje podejrzenia, że zwracała się właśnie do mnie. Nie odpowiedziała, a jedynie kiwnęła w stronę drugiej strony boiska. Podążyłam wzrokiem za jej wskazówkami, po czym prawie wyrżnęłam z wrażenia! Olga Garcia w swojej marnej osobie, weszła na boisko niczym gwiazda. Specjalnie przyjechała później na obóz, aby zrobić wielkie wejście! - Księżniczka się zjawiła. - zironizowałam, zatrzymując się.
- Muszę iść ją powitać. - wysapała, podtrzymując się mojego ramienia. - Jestem kapitanem, to mój obowiązek.
- Mnie oficjalnie nie witałaś! - oburzyłam się.
- Ciebie przywitałam z przytupem. A potem musiałam targać do hotelu, taka byłaś nawalona. - zaśmiała się, idąc w stronę mojego największego wroga. Nawalona? Też mi coś! Może i mały helikopter polatał po mojej głowie, ale bez przesady. Wszystko pamiętałam!
Zrezygnowana, ruszyłam w ślad za przyjaciółką. Obiecałam się zachowywać i nie wdawać w pyskówki. Czasami trzeba odpuścić, a wręcz się poniżyć dla dobra ogółu. Już z daleka widziałam, jak Garcia szczerzy się do dziewczyn, chcąc zrobić na nich jak najlepsze wrażenie. Czy tylko ja dostrzegałam jej fałszywość? Czy one wszystkie pozapominały, jak prowokowała je podczas meczy Atletico z Barceloną?
- ... jestem bardzo wdzięczna za ten dodatkowy dzień. Przyjechałam tu wprost z Ibizy! Mogę jedynie wyznać, że byłam wśród Rojiblancos! - trajkotała, doprowadzając mnie do mdłości. Chwyciłam do rąk butelkę z wodą, upijając spory łyk. W tym momencie wolałabym biec w maratonie po Saharze, niż jej słuchać.
- Ines! - zawołał trener. Dziewczyny odwróciły się w moją stronę z uśmiechami. Przełknęłam wodę, patrząc na niego uważnie. - Znacie się z Olgą, prawda? - objął mnie serdecznie ramieniem, prowadząc do szczerzącej się Katalonki. - Jestem podekscytowany móc trenować was obie. To będzie ekscytujący sezon!
- Oh, to na pewno. - mruknęłam pod nosem.
- Ines Morales. - Olga zmierzyła mnie uważnym wzrokiem, uśmiechając się głupkowato pod nosem. - Gratuluję zwycięstwa w Lidze Mistrzyń. - posłała mi spojrzenie pełne wyzwania. Sprawdzała mnie, a przy okazji podlizywała się wszystkim. Jeśli te gratulacje były szczerze, to ja jestem Królową Hiszpanii.
- Dziękuję. Chyba nigdy nie znudzą mi się te gratulacje. To cudowne uczucie! - uśmiechnęłam się szeroko. Poczułam jak Lola łapie mnie z tyłu za koszulkę, jakby w obawie, że zaraz wydrapię oczy tej flądrze.
- Wracamy do biegania dziewczyny! - zawołał trener. Byłam mu za to bardzo wdzięczna, mimo że pięć minut temu wypluwałam wręcz płuca na tym słońcu. Grzecznie poprawiłam kucyka, idąc za pozostałymi.
- Miałaś więcej szczęścia niż rozumu. - usłyszałam za sobą syk żmii. 
- Garcia, Ty nie masz obydwóch tych rzeczy. - rzuciłam rozbawiona. Uczucie satysfakcji ogarnęło moje ciało. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma. Ba! Byłam pewna, że pierwsza rozpocznie naszą wojenkę. Zawsze była zazdrosna, ale zamiast wziąć się ostro za pracę, wolała syczeć na prawo i lewo. 
Nie bardzo pamiętałam kiedy i dlaczego rozpoczął się nasz konflikt. Nigdy nie byłam fanką prowokacji na boisku, z kolei Garcia to uwielbiała. Jeszcze za czasów mojej gry w rezerwach, skakałyśmy sobie do gardeł, a potem było już tylko gorzej. W reprezentacji kompletnie nie potrafiłyśmy się dogadać, dlatego też miałam lekkie obawy, co do obecnej sytuacji. Irytowała mnie. Podnosiła ciśnienie. Nie potrafiłam przejść obojętnie obok jej żałosnych tekstów.
- Bolało? - uśmiechnęła się do mnie Amanda.
- Nie słyszałaś? - uniosłam zaskoczona brew. - W finale miałam więcej szczęścia, niż rozumu. - sparodiowałam żmiję. Moja przyjaciółka w odpowiedzi uniosła oczy ku niebu, zapewne błagając Boga, o więcej cierpliwości.

Show Must Go On!

***

Tak jak przewidziałam, długo nie wytrzymałyśmy w iluzji "zakopania topora wojennego". Ba! My go nawet nie zdążyłyśmy zasypać! Już kolejnego dnia dziewczyny mogły na własne oczy zobaczyć, jaką sympatią darzymy się z Garcią. A to tylko dlatego, że udawała niewidomą na boisku!
- Powinnaś iść do okulisty! - wrzasnęłam zirytowana, gdy kolejny raz nie podała mi piłki. Stałam jak ten ostatni ciołek, kompletnie nie pilnowana. A ona wolała wdawać się w bezsensowny drybling, zamiast kopnąć do mnie!
- Przestań gwiazdorzyć Morales! - odpyskowała mi. - Nie jesteś sama na boisku! A po za tym, jesteś pomocnikiem, a nie napastnikiem! To Ty asystujesz mi, a nie odwrotnie! - zagotowało się we mnie na te słowa.
- Jestem ofensywnym pomocnikiem! 
- Czyli kreujesz mi okazje!
- Z takim podejściem to my daleko nie zajdziemy i już we wrześniu odpadniemy ze wszystkich rozgrywek! - wrzasnęłam na całe boisko, aby te słowa dotarły do każdej z dziewczyn. - Powinnyśmy grać drużynowo! Kreować sobie nawzajem okazje! Powinna strzelać ta, która jest na lepszej pozycji!
- Jestem napastnikiem, więc w mojej naturze jest być egoistką! - Garcia podeszła do mnie z zaciętością wymalowaną na twarzy. - Myślisz, że te wszystkie bramki z poprzedniego sezonu spadły mi z nieba? Żeby wygrywać, musimy strzelać więcej goli! Od tego tutaj jestem!
- Nie mów mi co trzeba robić, aby wygrywać. - syknęłam wściekle, patrząc prosto w jej oczy. - To jest sport drużynowy. Swoim nastawieniem jedynie psujesz wspólną pracę. Colchoneros grają drużynowo!
- Rozpieścili Cię w tym Londynie. Wykładali piłki jak na tacy, więc sądzisz, że tutaj będzie tak samo? - prychnęła.
- Sama potrafię wykreować sobie okazję, w przeciwieństwie do Ciebie i Twojego idiotycznego pseudo dryblingu. To ja i Amanda prowadzimy grę, więc się dostosuj, bo inaczej żadna piłka do Ciebie nie dojdzie. - dodałam, odwracając się na pięcie.
- To nie Ty tutaj rządzisz! Przyszłaś tu jako gwiazda, ale to nie znaczy, że wszystkie będziemy Cię tak traktować! Nawet nie jesteś kapitanem!
- Udławisz się w końcu tą zazdrością. - rzuciłam, stając na swojej pozycji. Chciałam jak najszybciej zakończyć tą bezsensowną dyskusję. Traciłyśmy jedynie czas. Doskonale wiedziałam, że Olga chciała zrobić ze mnie gwiazdę, która ma muchy w nosie. To ona chciała być w centrum zainteresowania. Powrotem do Madrytu, jedynie pokrzyżowałam jej plany.

***

Wracałyśmy autokarem po udanym sparingowym meczu. Rozwalona na dwóch siedzeniach, pisałam z Jess, zdając jej relację z ostatnich dni mojego życia. Musiałam przyznać sama przed sobą, że brakowało mi dziewczyn z Chelsea. Zżyłam się z nimi przez te cztery lata. A co najlepsze, nie było takiego dnia, aby którakolwiek podniosła mi ciśnienie. Za to Garcia ... robiła to kilka razy w ciągu godziny! Na całe szczęście, trener wpuścił nas dzisiaj w dwóch różnych połowach, dzięki czemu mogłam się skupić na pięknie tej gry.
Z radia popłynęły pierwsze takty nowej piosenki Shakiry i Malumy. Kilka dziewczyn westchnęło z zachwytu, śpiewając razem z nimi. Zaśmiałam się pod nosem, nagrywając wczuwającą się w tekst Lole, która siedziała na przeciwko mnie.
- To, co jest między nami jest nielegalne i nie zaprzeczę Ci, że spłacam wyrok za całowanie Cię! - wręcz zawyła wpatrując się wprost w mój telefon. Zakryłam usta dłonią, żeby nie wydobył się z nich ryk śmiechu, psując przy tym tą wiekopomną chwilę.
- Ten tekst jest taki prawdziwy. - dobiegł do mnie irytujący głos Olgi, siedzącej kilka siedzeń przede mną. Wywróciłam oczami, co powtórzyła Lola. - Zresztą, jak cała ta piosenka o potajemnych spotkaniach.
- Czyżbyś coś o tym wiedziała? - spytała jedna z nowych zawodniczek, Angela. Trzymały się razem, wręcz nie opuszczając swojego towarzystwa.
- To nic poważnego. Jesteśmy przyjaciółmi, jednak doskonale się rozumiemy. - udała że ścisza głos, jednak i tak pół autokaru ją słyszało. Z tego też powodu, zaczęłam grzebać w mojej torbie w poszukiwaniu słuchawek. - Teraz będziemy mieć więcej szans, aby się widywać. O! Właśnie pisze i pyta o wynik meczu. - wręcz pisnęła z zachwytu.
- To miłe z jego strony. - zauważyła Angela.
- Tak, wszystko go interesuje. Moje odczucia po pierwszych treningach i po poznaniu was. - odchrząknęła z aluzją, co przyjęłam szerokim uśmiechem. Lola zakryła usta dłonią, chowając się pomiędzy siedzeniami. - Bardzo mnie wspiera.
- To jakiś samobójca. - nie wytrzymałam. Z ust Loli wyrwał się ryk śmiechu, przez co rzuciła we mnie swoim butem! Uchyliłam oburzona usta, trzymając w dłoniach różowego adidasa. - Chciałaś mnie zabić!
- Sprowokowałaś mnie!
- Masz jakiś problem, Morales? - syknęła Olga, stając nade mną. Zaskoczona uniosłam na nią swoje oczy. - To nie grzeczne podsłuchiwać czyjeś rozmowy i wtrącać swoje zazdrosne opinie w dyskusje, które Cię nie dotyczą.
-  Zgadzam się z Tobą absolutnie. - posłałam jej szeroki uśmiech. Kątem oka dostrzegłam, jak Lola szykuje się do interwencji. - Dlatego jeśli pozwolisz, wrócę do konwersacji z moją przyjaciółką, którą bezczelnie przerwałaś swoim podsłuchiwaniem i wtrącaniem niepotrzebnej opinii. - twarz Katalonki pokryła czerwień z powodu wściekłości.
- Masz mnie za idiotkę? - wysyczała.
- Muszę odpowiadać?
- Obydwie doskonale wiemy, czego dotyczyła Twoja idiotyczna opinia. - zmierzyła mnie wzrokiem, po czym odeszła w stronę swojego miejsca.
- Kto chciałby taką wiedźmę? - mruknęłam odrzucając buta do Loli. Do uszu włożyłam słuchawki, wygodniej rozciągając się na siedzeniach. Przymknęłam powieki chcąc oddać się totalnemu rozluźnieniu. Jednak przerwał mi w tym dźwięk przychodzącej wiadomości. - Każda potwora znajdzie swojego amatora. - przeczytałam szeptem, po czym zerknęłam na nadawcę, czyli Lolę. Udawała wielce zaczytaną, jednak kąciki jej ust niebezpiecznie drżały. Uniosła na mnie swój wzrok ... trzy, dwa, jeden ... cały autokar miał przyjemność usłyszeć nasz niekontrolowany wybuch śmiechu.

***

Trzy tygodnie przygotowań. Trzy tygodnie z dala od Madrytu. Trzy tygodnie gryzienia się w język ... co w sumie i tak nic nie dało. Ale nadszedł ten dzień. Dzień powrotu do stolicy Hiszpanii. Z pomocą mamy, znalazłam odpowiednie mieszkanie, niedaleko ośrodka treningowego. To ona zajęła się całą aranżacją oraz zapełnieniem mi lodówki, na pierwsze dni mojego samodzielnego życia. Niestety, ale musiała wracać do Londynu. Do swojej pracy.
Zostałam więc sama w czterech ścianach. Pakując torbę na jutrzejszy trening, czułam podekscytowanie, ale i lekki niepokój. To miejsce było świadkiem radosnych, ale i przykrych dla mnie chwil. Odeszłam stamtąd nieszczęśliwa. Wręcz uciekłam. Jutro będę musiała zmierzyć się z przeszłością. Stanąć z nią twarzą w twarz. Cerezo powiedział, że teraz jestem silniejsza, ale czy na pewno? Czy ktokolwiek ma wystarczająco siły na to, aby przejść obojętnie obok tego, co było kiedyś najważniejsze?
Podeszłam niepewnie do szafy wyciągając z niej szkatułkę. Usiadłam z nią na łóżku i pogładziłam wieko, które po chwili uchyliłam. Kilka zdjęć, drobnych rzeczy, które były pamiątkami mojego nastoletniego życia. A pomiędzy nimi, owinięty w jedwabną wstążkę pierścionek. Żadne złoto, żadne srebrno, zwykły metal mający dla mnie wielką wartość. Był czas kiedy się z nim nie rozstawałam. Wieszałam na łańcuszku, jako imitację wisiorka, podczas meczy. Przynosił szczęście, przynajmniej tak mi się wówczas wydawało.
- A potem otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. - wyszeptałam zamykając z hukiem szkatułkę.

***

Miał być detoks? Pff ... jasne! ^^ Saul mi robi ostatnio na złość.

Ines jeszcze się nie rozkręciła, o ile tak to nazwać można :) Miała nie wdawać się w pyskówki, ale z takim charakterem będzie o to bardzo trudno. Ale obiecuję, że będzie się starała ^^

5 komentarzy:

  1. No i bardzo dobrze, że robi Ci na złość haha :D Nie daje o sobie zapomnieć, także nie ma żadnego detoksu haha :D
    W końcu, po tylu latach Inez mogła powrócić na swój ukochany stadion... Może i po przebudowie, ale dziewczyna ma rację twierdząc, że na tym nowym, starym obiekcie zostaną zapisane nowe wspomnienia :) Najważniejsze, że w tym ważnym dniu miała obok siebie mamę i przyjaciółki. I prezes Cerezo ma świątą rację! Wróciła znacznie silniejsza. Wyjechała do Londynu, ale ten wyjazd przyniósł jej wiele zmian, wróciła do Atletico, aby walczyć o swoje... I prawidłowo! :) Och, koszulka z numerem ósmym mówisz? :D ^^
    O Boże haha, podziwiam je za przetrwanie tego obozu! Ja bym tam na zawał padła, to pewne haha :D Ale nie one!
    I pojawiła się Olga... Dzień później, niczym wielka gwiazda. A phii! Do tej gwiazdy to jej wiele brakuje. Ech, i po co ona opuszczała Barcelonę? Ja wspominałam ostatnio, że ja się z nią nie polubię haha i zdanie podtrzymuję ^^ Coś czuję, że Amanda jako kapitan nie będzie miała łatwego życia :D Ale Olga sama prowokuje Inez! Chce się przypodobać dziewczynom, jednocześnie chce zrobić z Inez gwiazdę, która ma o wszystko pretensje. Ale jej niedoczekanie, o! Zazdrość jej uszami paruje i tyle.
    Jak one przetrwały całe ten obóz to ja nie wiem :D Olga robi wszystko, aby to Inez wyszła na tą złą i dla której nie liczy się dobro drużyny, a jest zupełnie odwrotnie. Ech, co za dziewczę :/
    No... Udławiłaby się tą zazdrością i byłby spokój haha ^^ :D Nie no, dobra, dobra żartuję ^^
    Och... Kto by chciał Olgę? Kto by się chciał z nią przyjaźnić? Masakra, nie wyobrażam sobie tego :D Te jej przechwałki na pół autobusu... No serio? Jakby kogoś to interesowało :D Więc nie dziwię się Inez, że nie wytrzymała i skomentowała wszystko po swojemu haha :D To faktycznie musi być samobójca, no bo kto z własnej woli mógłby się tak interesować tą dziewczyną? Ech ^^ Słów brak! :D Hahaha :D
    Hahahaha Inez i Lola, co za duet <333 Nie mogły dłużej wytrzymać z wstrzymywaniem śmiechu, czemu się wcale nie dziwię :D Sama bym parsknęła :D
    Och... Co to za tajemnicza końcówka? Jaki pierścionek mający dla Inez tak wielką wartość? Niech Saul o Ciebie dba, żeby nie było żadnego detoksu, bo ja nie wytrzymam z ciekawości! :D
    Mama Inez wyjechała, wcześniej odpowiednio dbając o córkę i Inez została w Hiszpanii sama... Znaczy wiadomo, że ze swoimi przyjaciółkami <3 Czeka ją wielki dzień, ale na pewno sobie poradzi! Kto jak nie ona? :)
    <333

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle, nieźle! Obie już pokazują różki, hehe. ;p
    Czekam na kontynuację ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Inez oficjalnie wróciła do domu... Do ukochanego miejsca i ukochanej drużyny. Gdzie czekają na nią nowe wyzwania, ale niestety chyba też zmierzenie z demonami przeszłości. Która nadal jest trochę tajemnicza i pełna niedomówień. Bo co to był za pierścionek? Kto jej go podarował? Mam tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi...
    Pojawiła się także Olga. Która naprawdę wydaje się wredną żmiją i to nie jest tylko subiektywna opinia Inez. Jestem pewna, że panna Garcia, jeszcze pokaże na co ją stać. Podnosząc mi wielokrotnie ciśnienie. Dobrze, że przynajmiej Inez się jej nie daje i posiada równie zadziorny charakter.
    Całą ta sytuacja w autobusie to był jeden wielki popis Olgi i jej próżności. Na siłę próbuje być w centrum uwagi... Przechwalając się swoją znajomością z jakimś tajemniczym "przyjacielem"... Ciekawe, czy odegra on tu jakąś większą rolę.
    Na szczęście Inez ma obok siebie Amandę i Lolę. Dzięki czemu dużo łatwiej jest się jej zaaklimatyzować w drużynie, ale i ponownie w Madrycie. W końcu jej mama wróciła do Londynu, więc Inez musi nauczyć się samodzielnego życia. Jednak jestem pewna, że świetnie sobie ze wszystkim poradzi.
    A Saul niech dalej robi Ci na złość. 🤣 Być może dzięki temu, moja ciekawość szybciej zostanie zaspokojona. No i czekam na pierwsze pojawienie się pana Nigueza tutaj. 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, jak ty to robisz, ale gdy piszesz, to ja dosłownie czuję wszystkie emocje bohaterów. A tym razie zafundowałaś nam emocjonalny rolercoaster.
    Zacznę od powrotu Inez do Madrytu. To była ta optymistyczna część rozdziału, która mnie osobiście rozczuliła. Szczęście dziewczyny było dosłownie namacalne. Razem z nią cieszyłam się z powrotu do domu, do ukochanego klubu, do przyjaciółek, które musiała w tak nieprzyjemnych okolicznościach opuścić.
    Ale teraz wróciła! I znów może pokazać miejscowym kibicom, co potrafi. Oczywiście musi też zmierzyć się z demonami przeszłości, ale Inez to silna kobitka jest na pewno sobie ze wszystkim poradzi.
    Obóz na Gibraltarze… Przyznam, że mnie Gibraltar kojarzy się tylko z dwoma rzeczami – małpkami i pasem startowym, który dosłownie przecina czynną ulice ( na zasadzie, jak samolot startuje, to wygląda to tylko, jakby przejeżdżał pociąg – opuszczają szlabany i te sprawy.)
    Słońce słońcem, małpki małpkami, ale niestety pojawiła się największa małpa czyli Olga. Już jej na wejściu nie lubię. Zazdrości Inez tego, że wygrała Ligę Mistrzów i miała szansę rozwinąć się w Londynie. Próbuje zrobić z koleżanki egoistyczną księżniczkę, a sama zachowuje się w podobny sposób.
    No i jeszcze to przechwalanie się chłopakiem… Słabe i tyle. I tak nikt jej tego niby związku zazdrościć nie będzie. A raczej będą współczuły samemu chłopakowi.
    Ogólnie, to dlaczego mam wrażenie, że chodzi o Saula xd? Sama nie wiem, dlaczego on pierwszy przyszedł mi do głowy. Może dlatego, ze się jeszcze nie pojawił.
    Tekst Loli totalnie mnie rozwalił. Ona i Inez tworzą najlepszy duet ever i liczę, że często się będą razem pojawiać.
    Ode mnie na dzisiaj to tyle. Dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Olga XD Samo imię mnie rozśmiesza, ale nieważne hahah. Wracając do dziewczyny, to ona kreuje się na jakąś gwiazdę. Nawet mówi jak jakiś bezmózg i ma słabe teksty, które w porównaniu do Inez są niczym. Już mnie wkurzyła egoistka jedna. Ona chyba nie rozumie tego sportu (pomijając fakt, że ja w ogóle nie oglądam meczy XD), który polega na grze drużynowej, ale jak widać, dla niej istnieje tylko ona sama. Strasznie ciekawi mnie, co za pechowiec się z nią umawia, bo ona tak go zachwala,że aż mnie korci żeby go poznać.
    Rubia w końcu mnie kupiła swoimi docinkami, które powodowały u mnie liczne wybuchy śmiechu. Najlepszy był chyba 'samobójca' umawiający się z Olgą buahahah dalej mnie to śmieszy :')
    Co tu więcej pisać? Hmm no chyba nic więcej, może poza tym, że czekam na ciąg dalszy!
    Życze dużo weny,
    N

    OdpowiedzUsuń