W ciszy spoglądałam na sześciokątną kostkę, która turlała się po blacie. Zatrzymała się na samej krawędzi ukazując światu trzy oczka. Lola fuknęła pod nosem. Chwyciła w swoje palce niebieski pionek i przeniosła go trzy kratki dalej. Amanda zatarła z uciechy swoje dłonie. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Nie sądziłam, że zwykła gra w planszowego chińczyka może oderwać człowieka od depresyjnych myśli. Dziadek podrapał się po skroni, oceniając swoje szanse na wygraną. Jego zielone pionki oraz te w kolorze białym, należące do Amandy, szły ze sobą łeb w łeb. Od niechcenia rzuciłam kostką.
- Przyniosłam wam kanapeczki. - w salonie moich dziadków pojawiła się babcia. Postawiła talerz obok nas, po czym pogładziła mnie z czułością po włosach. - Kto wygrywa? - zaciekawiła się spoglądając na plansze.
- Prowadzę z pani mężem walkę na śmierć i życie. - rzuciła Amanda zagryzając nerwowo swoje wargi. Swój sokoli wzrok miała wbity w turlającą się kostkę. - Zawsze był trudnym przeciwnikiem i jak widać do dzisiaj się to nie zmieniło.
- Kobiety mojego życia przynoszą mi szczęście.
- Kto nie ma szczęścia w miłości, ma szczęście w kartach. - mruknęłam wyrzucając sześć oczek. Westchnęłam ciężko, po czym przesunęłam swój czerwony pionek. W ten sposób dołączyłam do walki z dziadkiem i Amandą o zwycięstwo. - Voilà! Okaże się, że jestem w tym mistrzem.
- To gra planszowa, a nie karty. - Lola wywróciła oczami.
- Bez znaczenia. - szepnęłam.
- Jutro porozmawiasz z prezesem i wrócisz do drużyny. - dziadek ścisnął moją dłoń. - Tak łatwo nie pozwoli Ci wrócić do Londynu. My również.
- Nie jestem w stanie spełnić ich oczekiwań. - westchnęłam. - Jego i trenera. Po za tym, nie mam siły na przebywanie z Olgą w jednej szatni. Wygrała, ale na pewno nie odpuści w prowokowaniu mnie. Moje starania na nic się nie zdają. Nawet Amanda za to obrywa!
- Odejdę razem z Tobą.
- Słucham?
- Jeśli odejdziesz, ja zrobię to samo. - oznajmiła stanowczo.
- Nie pozwolę Ci!
- Nie chcę być kapitanem, którego zdania nie szanuje trener. Oraz nie chcę mieć nic wspólnego z osobą, dla której dobro drużyny jest obce. Nie będę brała udziału w tej szopce. Chcę się cieszyć grą w dobrej atmosferze. Miałaś rację mówiąc, że najważniejsza jest współpraca i wzajemny szacunek. W tej sytuacji nie zajdziemy daleko. Podjęłam już decyzję. Razem podjęłyśmy. - spojrzała na Lolę, która pewnie jej przytaknęła. - Kontrakt można zerwać. Nie jesteśmy niewolnicami.
- Ale to Atletico.
- Nie pozwolimy zrzucić na Ciebie winy.
- A Jan? - spojrzałam Loli w oczy.
- On to rozumie. - uśmiechnęła się.
- To szaleństwo.
- Długo rozmyślałyśmy z Amandą o tej całej sytuacji. Żadna z nas nie jest w stanie udowodnić winy Olgi. Nikt nie szanuje naszego zdania. Twierdzą, że jesteśmy nieobiektywne. To nie jest szkoła, a profesjonalna drużyna. Trener nie chce w drużynie sabotażystki, co rozumiemy. My również nie chcemy z sabotażystką grać.
- Pomyślą, że to szantaż.
- Nie będzie żadnego szantażu. Gdy wyjdziesz z gabinetu Cerezo z informacją o wyjeździe do Londynu, nasi pośrednicy położą mu na biurku podania o rozwiązanie kontraktów oraz nowe oferty z których chcemy skorzystać. Bez odwrotu.
- Dziewczyny ... - szepnęłam drżącym głosem.
- Ines Morales! - usłyszeliśmy wrzask ze strony ulicy. Jak na komendę odwróciliśmy swoje głowy w stronę szklanych drzwi wychodzących na mały balkon. Poderwałam się ze swojego miejsca. Niepewnie wyjrzałam na ulicę na której stało kilku mężczyzn. Kilku z nich miało na sobie ogromne kapelusze oraz instrumenty w rękach. Zdezorientowana zmarszczyłam czoło gdy do moich uszu dotarły pierwsze takty muzyki oraz śpiew jednego z nich.
Wiele lat upłynęło bez skradania Ci pocałunku.
Jedynie pragnę pocałunku,
i dla tych ust właściwie to mogę być złodziejem.
Amanda z Lolą stanęły po obu moich stronach, nie mniej zszokowane niż ja. Odwróciłam się w stronę rozbawionych dziadków. Wydukałam, że to musi być jakaś pomyłka. Babcia położyła swoje ciepłe dłonie na moich ramionach i odwróciła z powrotem w stronę ulicy. Wskazała na mężczyznę opartego plecami o ścianę kamienicy na przeciwko. Moja zdradzieckie serce zabiło.
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Mierzyliśmy się z Saulem spojrzeniami. Doskonale widziałam jego oczy mimo iż dzieliło nas dobre kilka metrów oraz jedno piętro. Nawet zmrok nie miał znaczenia. Po prostu je widziałam. Dziewczyny chichotały z powodu Loco, który towarzyszył przyjacielowi, również ubrany w ogromny kapelusz. W dłoniach trzymał zabawne grzechotki, którymi potrząsał do rytmu.
- Dziewczyny ... - szepnęłam drżącym głosem.
- Ines Morales! - usłyszeliśmy wrzask ze strony ulicy. Jak na komendę odwróciliśmy swoje głowy w stronę szklanych drzwi wychodzących na mały balkon. Poderwałam się ze swojego miejsca. Niepewnie wyjrzałam na ulicę na której stało kilku mężczyzn. Kilku z nich miało na sobie ogromne kapelusze oraz instrumenty w rękach. Zdezorientowana zmarszczyłam czoło gdy do moich uszu dotarły pierwsze takty muzyki oraz śpiew jednego z nich.
Wiele lat upłynęło bez słowa ''Kocham Cię''.
I ja naprawdę cię kocham,
jednak mam sposoby by oszukać swoje serce.
I ja naprawdę cię kocham,
jednak mam sposoby by oszukać swoje serce.
Wiele lat upłynęło bez skradania Ci pocałunku.
Jedynie pragnę pocałunku,
i dla tych ust właściwie to mogę być złodziejem.
Amanda z Lolą stanęły po obu moich stronach, nie mniej zszokowane niż ja. Odwróciłam się w stronę rozbawionych dziadków. Wydukałam, że to musi być jakaś pomyłka. Babcia położyła swoje ciepłe dłonie na moich ramionach i odwróciła z powrotem w stronę ulicy. Wskazała na mężczyznę opartego plecami o ścianę kamienicy na przeciwko. Moja zdradzieckie serce zabiło.
Pozwól mi skraść Ci pocałunek,
który trafi do mego serca.
Tak jak vallenato tamtych staruszków, których lubiliśmy.
Wiem, że czujesz motyle, ja też poczułem ich skrzydła.
który trafi do mego serca.
Tak jak vallenato tamtych staruszków, których lubiliśmy.
Wiem, że czujesz motyle, ja też poczułem ich skrzydła.
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku. Mierzyliśmy się z Saulem spojrzeniami. Doskonale widziałam jego oczy mimo iż dzieliło nas dobre kilka metrów oraz jedno piętro. Nawet zmrok nie miał znaczenia. Po prostu je widziałam. Dziewczyny chichotały z powodu Loco, który towarzyszył przyjacielowi, również ubrany w ogromny kapelusz. W dłoniach trzymał zabawne grzechotki, którymi potrząsał do rytmu.
Pozwól mi skraść Ci pocałunek
bym zakochał się w Tobie
bym zakochał się w Tobie
i nie odchodź.
Saul oderwał się od ściany i podszedł pod mój balkon. W jego dłoniach dostrzegłam szarą kopertę. Wstrzymałam oddech nie wiedząc czego mam w tym momencie oczekiwać. Z kieszeni wyciągnął mały przedmiot.
- Morales! - krzyknął. - Jeśli sądzisz, że dam Ci rozwód to jesteś w wielkim błędzie! - wytrzeszczyłam oczy na zapalniczkę, którą podpalił kopertę. - Wzięłaś sobie kretyna za męża, więc się teraz z nim męcz!
- Saul, co Ty ... - wydukałam rozglądając się wokół. Kilka ciekawskich głów wychyliło się ze swoich mieszkań. Wśród nich nie zabrakło starej Gonzalez. Byłam pewna iż będziemy tematem numer jeden przez kilka następnych dni!
- Zawsze chciałaś, aby Mariachi zagrali pod Twoim oknem. - wrzucił resztki palącej się koperty do metalowego kosza. - Powiedziałaś, że tylko wtedy uwierzysz w moją miłość. Przepraszam Cię Ines. Przepraszam za wszystko. - westchnął desperacko. - Przepraszam za to, że zwątpiłaś w moje uczucia. Że uwierzyłaś w moją zdradę, która nie miała miejsca. Teraz wszystko rozumiem. Nie pozwolę Cię nikomu skrzywdzić.
- Już za późno.
- Nigdy nie jest za późno.
- Nie mogę tu zostać ...
- Sprawa naszego małżeństwa jest ważniejsza. Kocham Cię i nie chcę rozwodu. Jedyne o co Cię w tej chwili proszę to o dokończenie sesji z psychoterapeutką. - posłał mi spojrzenie pełne nadziei. - Dajmy sobie szansę na naprawienie tego wszystkiego. Obydwoje popełniliśmy błędy.
- Skarbie, kochasz go? - usłyszałam za plecami głos babci.
- Tak. - szepnęłam.
- Więc na co Ty czekasz?
Oderwałam się od balustrady, po czym wbiegłam w głąb mieszkania. Wypadłam na klatkę schodową i w dość szybkim tempie pokonałam schody. Wyszłam na ulicę, gdzie wszystkie spojrzenia padły na moją osobę. Jednak ja widziałam tylko jego. Bez słowa wtuliłam się w silne ramiona, które przede mną otworzył. W ciągu jednej sekundy wszystko powróciło. Kochałam go, to było oczywiste. Zrozumiałam jednak, że nigdy nie będę szczęśliwa bez niego. A on nigdy nie będzie szczęśliwy beze mnie.
- Nie wiedziałem co posiadałem dopóki tego nie utraciłem. - wyszeptał. - Jednak jeśli istnieje nawet najmniejsza szansa ... nie chce abyś znowu odeszła.
- Nie chciałam podpisywać tych papierów. - pociągnęłam nosem.
- Jakich papierów? - z uśmiechem otarł łzę spływającą po moim policzków. - Nie było, nie ma i nigdy nie będzie żadnych papierów. - dodał dobitnie. - Po prostu wróć do domu. Do mnie.
*
Mówią, że dom to nie budynek, a osoby które je tworzą i są w stanie zrobić wszystko dla swoich najbliższych. Dla tych, których kochają. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułam że jestem w domu. Przyjemne ciepło rozlewało się po moim ciele gdy spoglądałam jak Saul krząta się po kuchni, przygotowując dla mnie kakao. Doskonale pamiętał, że tylko to było w stanie poprawić mi humor. Wiele litrów mleka musiało wykipieć, aby mógł nauczyć się przygotować to idealne. Bo właśnie taki był. Zdeterminowany i opiekuńczy. Już wcześniej nauczyliśmy się żyć ze swoimi wadami oraz połączyć nasze przyzwyczajenia w jedno. Wspólne.
- Niestety nie mam pianek. - ostrożnie odłożył parujące kubki na stolik, po czym ucałował moją skroń. Z uśmiechem wyciągnęłam ku niemu dłoń, którą uścisnął zajmując miejsce obok mnie na kanapie. Z błogim westchnieniem wtuliłam się w jego ramiona. Momentalnie na moje kolana wskoczyła zadowolona Ena. - Ej! Dałabyś nam krótką chwilę. Wystarczająco się wypieściłaś. - rzucił rozbawiony w stronę psiaka. - No nie, jeszcze Ty? - jęknął na widok Borisa wdrapującego się na jego kolana. Zaśmiałam się klepiąc miejsce obok, aby zajęła je dumna Thaila.
- Dzieci też będziesz przeganiał?
- Dzieci?
- Jedynie rodzenie dzieci może mi pozostać. - westchnęłam.
- To miła perspektywa, ale ustaliliśmy kiedy się to stanie. - pogładził z czułością moje ramię. - Nie martw się. Kazałem Oldze przyznać się do kłamstwa. Jutro całe to nieporozumienie się skończy i wrócisz do treningów.
- Rozmawiałeś z nią?
- Zaraz po tym jak opuściłem knajpę starej Gonzales. Chciałem dowiedzieć się dlaczego skłamała mówiąc, że z nią spałem. Jest dla mnie tylko i wyłącznie przyjaciółką. Nikim więcej. Chociaż w tym momencie mam wrażenie, że cała nasza relacja była jednym wielkim kłamstwem. - westchnął ciężko. - Nigdy nie chciałem wzbudzać w Tobie zazdrości. Po prostu dobrze się czułem w jej towarzystwie. Ale ani ona, ani żadna inna, nigdy nie będzie Tobą.
- Saul, Olga Cię kocha. - szepnęłam. - Stąd to wszystko.
- Nie mogę nic na to poradzić. Wiedziała kogo kocham. Traktowałem ją jak przyjaciółkę i mówiłem o wielu rzeczach. - potarł swoją skroń. - O Tobie również. Doskonale wiedziała, że kocham tylko i wyłącznie Ciebie. Radziła żebym ruszył ze swoim życiem. Skupił na ludziach dla których jestem ważny. Teraz wiem, że mną manipulowała.
- Miała nadzieję, że ją dostrzeżesz. Ale nie mówmy o niej. - upiłam łyk, po czym odłożyłam kubek. - Mieliśmy porozmawiać o nas i o tym, co teraz będzie.
- Proponuję dokończyć terapię małżeńską. Myślę, że jest nam potrzebna.
- A potem?
- A potem, ku uciesze naszej Mary Poppins, oznajmijmy że rozwodu nie będzie. Kochanie, nie możemy jej zaniżyć statystyk. - ucałował miejsce za moim uchem. Uśmiechnęłam się pod nosem czując znajomy dreszcz. - Muszę kupić Loco butelkę drogiego alkoholu. Odzyskałem Cię dzięki temu małżeństwu.
- Powiedziałeś, że było śmieszne. - zauważyłam.
- Ines, mnie również raniła Twoja obojętność.
- Masz rację, przepraszam.
- Twoja rozmowa z prezesem czy też terapia z Mary Poppins to nic w porównaniu do tego co nas czeka. - przeczesał moje włosy. Ze zdziwieniem zmarszczyłam czoło. - Musimy jakoś wytłumaczyć starej Gonzalez dlaczego nie dostała zaproszenia na nas ślub.
- Zabij mnie od razu! - jęknęłam.
- Rozmawiałeś z nią?
- Zaraz po tym jak opuściłem knajpę starej Gonzales. Chciałem dowiedzieć się dlaczego skłamała mówiąc, że z nią spałem. Jest dla mnie tylko i wyłącznie przyjaciółką. Nikim więcej. Chociaż w tym momencie mam wrażenie, że cała nasza relacja była jednym wielkim kłamstwem. - westchnął ciężko. - Nigdy nie chciałem wzbudzać w Tobie zazdrości. Po prostu dobrze się czułem w jej towarzystwie. Ale ani ona, ani żadna inna, nigdy nie będzie Tobą.
- Saul, Olga Cię kocha. - szepnęłam. - Stąd to wszystko.
- Nie mogę nic na to poradzić. Wiedziała kogo kocham. Traktowałem ją jak przyjaciółkę i mówiłem o wielu rzeczach. - potarł swoją skroń. - O Tobie również. Doskonale wiedziała, że kocham tylko i wyłącznie Ciebie. Radziła żebym ruszył ze swoim życiem. Skupił na ludziach dla których jestem ważny. Teraz wiem, że mną manipulowała.
- Miała nadzieję, że ją dostrzeżesz. Ale nie mówmy o niej. - upiłam łyk, po czym odłożyłam kubek. - Mieliśmy porozmawiać o nas i o tym, co teraz będzie.
- Proponuję dokończyć terapię małżeńską. Myślę, że jest nam potrzebna.
- A potem?
- A potem, ku uciesze naszej Mary Poppins, oznajmijmy że rozwodu nie będzie. Kochanie, nie możemy jej zaniżyć statystyk. - ucałował miejsce za moim uchem. Uśmiechnęłam się pod nosem czując znajomy dreszcz. - Muszę kupić Loco butelkę drogiego alkoholu. Odzyskałem Cię dzięki temu małżeństwu.
- Powiedziałeś, że było śmieszne. - zauważyłam.
- Ines, mnie również raniła Twoja obojętność.
- Masz rację, przepraszam.
- Twoja rozmowa z prezesem czy też terapia z Mary Poppins to nic w porównaniu do tego co nas czeka. - przeczesał moje włosy. Ze zdziwieniem zmarszczyłam czoło. - Musimy jakoś wytłumaczyć starej Gonzalez dlaczego nie dostała zaproszenia na nas ślub.
- Zabij mnie od razu! - jęknęłam.
*
- Nie oczekuje tego, że mi pan uwierzy. - spojrzałam wprost w oczy Enrique Cerezo. - Żałuję iż podniosłam na nią rękę, ale ta sprawa nie dotyczyła sfery zawodowej. Moje i Saula małżeństwo, jak zapewne sam pan zauważył, było w opłakanym stanie. Jednak to nie dawało Oldze prawa, aby się w nie mieszać.
- Cieszę się że doszliście z Saulem do porozumienia. - odchrząknął. - Jak i z Olgą. Powiedziała mi, że wyjaśniłyście sobie całe nieporozumienie i to koniec z waszymi kłótniami. - wbił we mnie podejrzliwe spojrzenie. Przełknęłam ślinę analizując jego słowa. Nie miałam tej przyjemności, aby rozmawiać z Garcią, więc jej wyjaśnienia były kolejnym kłamstwem. Wolała to, niż przyznanie się do winy.
- Koniec z kłótniami. - przytaknęłam.
- Jutro rozpoczniesz trening na siłowni. Trener zdecyduje kiedy wbiegniesz na murawę. Musi ocenić czy nie leniłaś się przez te dwa tygodnie. - puścił mi szelmowsko oczko co przyjęłam uśmiechem. - Walczycie o wyjście z grupy w Lidze Mistrzyń. Masz zrobić wszystko, aby drużyna wygrała z Manchesterem City.
- Sama mam z nimi porachunki. - wzruszyłam ramionami.
- Żebyś tylko z rozwaloną głową nie skończyła.
- Powinien się pan cieszyć. Oddaje wszystko dla tej drużyny. - uśmiechnęłam się niewinnie. Cerezo jedynie pokręcił z politowaniem głową, jednak dostrzegłam rozbawienie w jego oczach. - Dziękuję za danie mi kolejnej szansy. Wyciągnęłam wnioski z tej sytuacji.
- Wątpię. - prychnął. - Załatwisz każdą która zbliży się do Saula.
- Mam do tego prawo jak każda żona. - wstałam ze swojego miejsca.
- Tylko już się nie gońcie po korytarzach. - poprosił. Zaśmiałam się serdecznie, po czym nie mogąc się powstrzymać podeszłam do Cerezo i go objęłam. - Jeśli sądzisz, że znów bym Ci pozwolił odejść do Chelsea to jesteś w wielkim błędzie. Dobrze, że Saul mnie ubiegł. Prawdziwy Rojiblanco z niego. Uciekaj bo zapewne czeka na Ciebie.
- Zapewne. Do widzenia. - pożegnałam się z Cerezo, po czym opuściłam jego gabinet. Zaśmiałam się na widok Saula opartego o ścianę. Błyskawicznie się od niej oderwał gdy tylko mnie ujrzał. Uchylił swoje usta, aby zapewne zapytać o rezultat naszej rozmowy, jednak nie pozwoliłam mu dojść do głosu. Chwyciłam za dłoń i pociągnęłam za sobą.
- Co Ty ... - zaczął gdy stanęłam przy drzwiach pomieszczenia na sprzęt. Rozejrzałam się wokół, zanim wciągnęłam go do środka. Zręcznie przekręciłam klucz i z zadziornym uśmiechem oparłam się o ścianę. - Morales, wzięło Cię na wspomnienia? - uniósł zabawnie brwi ku górze. - Ines mam trening. - zerknął niepewnie w stronę wyjścia.
- Mój mąż się zestarzał. - westchnęłam teatralnie.
- Mam rozumieć, że wszystko skończyło się dobrze? - poczułam jego dłonie na swoich biodrach. Z uśmiechem zarzuciłam ręce na jego szyję. - Po treningu pojedziemy po Twoje rzeczy i przewieziemy je do mnie. A potem Ci udowodnię, że żaden ze mnie staruszek.
- Cieszę się że doszliście z Saulem do porozumienia. - odchrząknął. - Jak i z Olgą. Powiedziała mi, że wyjaśniłyście sobie całe nieporozumienie i to koniec z waszymi kłótniami. - wbił we mnie podejrzliwe spojrzenie. Przełknęłam ślinę analizując jego słowa. Nie miałam tej przyjemności, aby rozmawiać z Garcią, więc jej wyjaśnienia były kolejnym kłamstwem. Wolała to, niż przyznanie się do winy.
- Koniec z kłótniami. - przytaknęłam.
- Jutro rozpoczniesz trening na siłowni. Trener zdecyduje kiedy wbiegniesz na murawę. Musi ocenić czy nie leniłaś się przez te dwa tygodnie. - puścił mi szelmowsko oczko co przyjęłam uśmiechem. - Walczycie o wyjście z grupy w Lidze Mistrzyń. Masz zrobić wszystko, aby drużyna wygrała z Manchesterem City.
- Sama mam z nimi porachunki. - wzruszyłam ramionami.
- Żebyś tylko z rozwaloną głową nie skończyła.
- Powinien się pan cieszyć. Oddaje wszystko dla tej drużyny. - uśmiechnęłam się niewinnie. Cerezo jedynie pokręcił z politowaniem głową, jednak dostrzegłam rozbawienie w jego oczach. - Dziękuję za danie mi kolejnej szansy. Wyciągnęłam wnioski z tej sytuacji.
- Wątpię. - prychnął. - Załatwisz każdą która zbliży się do Saula.
- Mam do tego prawo jak każda żona. - wstałam ze swojego miejsca.
- Tylko już się nie gońcie po korytarzach. - poprosił. Zaśmiałam się serdecznie, po czym nie mogąc się powstrzymać podeszłam do Cerezo i go objęłam. - Jeśli sądzisz, że znów bym Ci pozwolił odejść do Chelsea to jesteś w wielkim błędzie. Dobrze, że Saul mnie ubiegł. Prawdziwy Rojiblanco z niego. Uciekaj bo zapewne czeka na Ciebie.
- Zapewne. Do widzenia. - pożegnałam się z Cerezo, po czym opuściłam jego gabinet. Zaśmiałam się na widok Saula opartego o ścianę. Błyskawicznie się od niej oderwał gdy tylko mnie ujrzał. Uchylił swoje usta, aby zapewne zapytać o rezultat naszej rozmowy, jednak nie pozwoliłam mu dojść do głosu. Chwyciłam za dłoń i pociągnęłam za sobą.
- Co Ty ... - zaczął gdy stanęłam przy drzwiach pomieszczenia na sprzęt. Rozejrzałam się wokół, zanim wciągnęłam go do środka. Zręcznie przekręciłam klucz i z zadziornym uśmiechem oparłam się o ścianę. - Morales, wzięło Cię na wspomnienia? - uniósł zabawnie brwi ku górze. - Ines mam trening. - zerknął niepewnie w stronę wyjścia.
- Mój mąż się zestarzał. - westchnęłam teatralnie.
- Mam rozumieć, że wszystko skończyło się dobrze? - poczułam jego dłonie na swoich biodrach. Z uśmiechem zarzuciłam ręce na jego szyję. - Po treningu pojedziemy po Twoje rzeczy i przewieziemy je do mnie. A potem Ci udowodnię, że żaden ze mnie staruszek.
***
No w końcu! Saul zmądrzał i się ogarnął, Alleluja! Mega się cieszę, że się zeszli. Chciałabym jeszcze zobaczyć minę Olgi, jak Saul jej mówi, że odzyskał swój skarb i teraz to już tylko dziecka z żoną mu brakuje do pełni szczęścia :D
OdpowiedzUsuńPropsuję za pomysł z Mariachi. A Loco faktycznie należy się jakaś świetna whisky ;p
Teraz czas na rozmowę ze starą González :)
Ło, ło, co tu się stało?! Zupełnie się na takiego obrotu spraw nie spodziewałam! Nie przygotowałam sztycznych ogni, tortu, balonów. A przecież trzeba świętować! Saul i Ines w końcu doszli do porozumienia! I to jakiego porozumienia!
OdpowiedzUsuńDobra, ale może zacznę w miarę od początku. Amanda i Lola to najlepsze przyjaciółki pod słońcem. Serio, w życiu bym się nie spodziewała, że zdecydują się na zmianę klubu ze względu na Ines. A jednak były gotowe to zrobić. Choć w pewnym stopniu rozumiem też racjonalne argumenty. Nie ma sensu grać w drużynie, gdzie nikt nie wierzy w to, co mówią. Nieobiektywne? A Olga to niby jest obiektywna? Zarząd i trener powinni porządnie przemyśleć jak traktują zdanie zawdoników. Bo już byli tacy, co na lekceważeniu i niewierze nieźle się przejechali.
Ale Sal... ojeju, no rozpływam się nad nim po prostu. Nigdy bym nie przypuszczała, że jednak wyzna Ines miłość. I to w taki sposób! Kapela Mariachi! Niesamowite! Aż zaczęłam trochę zazdrościć Ines. Tak strasznie się cieszę, że Saul zrozumiał, że nadal kocha Ines i że bez niej nigdy nie będzie w pełni szczęśliwy. Obydwoje popełnili błędy, ale kto ich nie popełnia?. Najważniejsze, że wszystko sobie wytłumaczyli. Nawet Saul w końcu pojął jaką mendą jest Olga i do czego się może posunąć. Mam więc nadzieję, że od teraz dziewczyna będzie się trzymać z daleka od Saula.
Terapeutka będzie w siódmym niebie, gdy usłyszy radosną nowine. Niewątpliwie statystki podskoczą jej gwałtownie. W pewnym stopniu to też jej zasługa.
W życiu Ines w kóncu zaczęło się wszystko układać. Teraz tylko powrót do klubu. Myślę, że skoro już sobie wyjaśniła wszystko z Saulem, to nie tak łatwo będzie ją wytrącić z równowagi. Niech gra jak najlepiej i zdobędzie mistrzostwo!
No dobra, to mnie chyba nie pozostaje nic innego, jak z niecierpliwością czekać na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Ps. Zapraszam na nowości i bliźniaków Antiga ;)
Narobiłaś mi ochoty na grę w chińczyka haha :D W domu dziadków Ines zapanowała cudowna atmosfera! Taka ciepła i przytulna, że uśmiech sam cisnął się na usta :) Widać, że dziewczyna ma w nich oraz w swoich niezastąpionych przyjaciółkach wielkie wsparcie! To co Amanda i Lola chcą zrobić przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Są gotowe porzucić grę w ukochanym klubie, aby wspierać Ines. Naprawdę imponująca postawa! Ale też je rozumiem... W końcu w ich szatni zapanowała atmosfera, która nie napawa optymizmem. Zdania dziewczyn nikt nie szanuje, bo prezes i trener są przekonani, że są nieobiektywne, a przecież to nieprawda. Olga potrafi tylko mącić i nic więcej. Tę dyskusję przerwał niespodziewany okrzyk ^^ Okrzyk Saula, który zmienił wszystko hihi :) Nie spodziewałam się po nim takiego kroku! A tutaj proszę, proszę! <3 Pomysł z Mariachi był strzałem w dziesiątkę! A ta piosenka... Rozpływam się po prostu! Stworzona dla nich, bez dwóch zdań :) Absolutnie nie dziwię się Ines, że była w szoku, kto by nie był? :) Brawa dla niego, że podpalił kopertę z papierami rozwodowymi! :D Tak powinno być od samego początku ^^ "Wzięłaś sobie kretyna za męża, więc się teraz z nim męcz!" hahahaha, znów płaczę przez to ze śmiechu :D Saul się podsumował, nie ma co ^^ :D Najważniejsze, że Ines do niego zbiegła i mogła skryć się w tak ukochanych przez siebie ramionach <3 Oboje się kochają, są ze sobą szczęśliwi, oboje popełnili błędy, ale kto ich nie popełnia? Najważniejsze, że z tej lekcji wyciągnęli odpowiednie wnioski i teraz mogą być ze sobą :) Już bez żadnych niedomówień! Ich miłość podoła wszystkiemu ^^
OdpowiedzUsuńInes odnalazła swoje miejsce. W domu Saula, przy nim, z pieskami i kubkiem kakao w rękach :) Porozmawiali ze sobą szczerze i po raz kolejny wyszło na jaw, jak podłą kobietą jest Olga. Doskonale wiedziała, że Saul kocha tylko Ines i że nie może liczyć z jego strony na nic więcej, to nic sobie z tego nie robiła tylko perfidnie knuła i chciała doprowadzić do ich końca. Ha, i co teraz? ^^ Chciałabym zobaczyć jej minę, gdy przyznawała się do kłamstwa. Ale oczywiście... Miała się przyznać przed prezesem i co? Znów wszystko ubrała w słowa tak, aby się wybielić. Nic jej z tego nie przyjdzie, a Ines pokazała jej, kto tu rządzi :D Prezes ma rację, że załatwi każdą, która zbliży się do Saula. W końcu to jego żona, więc ma do tego absolutne prawo! Ach, już zacieram ręce na ich starcie haha :D
Tak... Nie wątpię, że Saul udowodni Ines, że żaden z niego staruszek. Z nawiązką, zapewne! ^^
I cóż, mam nadzieję, że przeżyją rozmówkę ze starą Gonzales hahaha :D Nie no, przecież krzywdy im nie zrobi ^^
Buziaki! ;* <3 ;*
yeah! w końcu się Saul ogarnął i powiedział co czuję, tak samo jak Ines się w końcu ogarnęła i przyznała do swoich uczuć. Teraz w sumie nie wiem czego się spodziewać - czy Olga da sobie święty spokój, czy tu jeszcze trochę namiesza. Bo tak jakoś za słodko się pogodzili i pięknie są szczęśliwi.bo mam nadzieję, że to nie jest jeszcze koniec :D
OdpowiedzUsuńAkurat takiego obrotu sprawy w życiu bym się nie spodziewała. Bardzo się jednak z niego cieszę. Ines i Saul nareszcie postanowili dać swojej miłości szansę, co było najlepszą decyzją jaką mogli podjąć.
OdpowiedzUsuńW końcu skończyli z udawaniem obojętnych. I to w najlepszym z możliwych momentów.
Zwłaszcza, że Ines nie najlepiej radziła sobie po podpisaniu papierów rozwodowych i z mylną świadomością, że Saul układa sobie na nowo życie z Olgą. Doszło do tego odsunięcie od drużyny i ta cała afera z tą wstrętną manipulantką... Życie Ines wprost się rozsypało. Na całe szczęście mogła liczyć na pełne wsparcie dziadków i przyjaciółek, które wskoczyłyby za nią w ogień. A i Saul postanowił wziąć sprawę w swoje ręce. Najpierw w bardzo efektywny sposób pozbył się tych nieszczęsnych papierów, a potem zorganizował jedno z najbardziej romantycznych pogodzenia pod słońcem. Chyba nikt nie byłby w stanie przejść obojętnie wobec występu Mariachi. Od teraz Ines i Saul mogą budować wspólną przyszłość. Dokończenie terapii tylko im w tym pomoże. Dzięki niej wszystko sobie ostatecznie wyjaśnią i nie będzie żadnych niedomówień.
Dobrze, że także prezes Atletico wziął stronę Ines i może ona powrócić do drużyny. Dostała szansę, której na pewno nie zmarnuje. Nie mogę się tylko doczekać miny Olgi, gdy o wszystkim się dowie.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.